Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które...
Szukaj wyników w...
MissShoot

Igrzysla Śmierci 2012

Brak odpowiedzi w tym temacie

Rekomendowane odpowiedzi

Pierwsze "Igrzyska śmierci" wzięły wszystkich z zaskoczenia. Ekranizacja kolejnego książkowego hitu z półki "young adult" zanosiła się przecież na powtórkę "Zmierzchu" - zwłaszcza, że i tu bohaterka stawała przed "kluczowym" miłosnym wyborem. Tym większa była niespodzianka, gdy okazało się, że historia Katniss Everdeen ma ręce, ma nogi i da się ją oglądać także po ukończeniu gimnazjum. Przy drugiej części taryfa ulgowa idzie jednak w odstawkę, gdyż prawidła sequelu mówią jasno: ma być więcej, ma być lepiej. Spokojna głowa.

photo.title

Pierwszy warunek udało się spełnić bez zastrzeżeń. "W pierścieniu ognia" przebija pierwszą część o całe cztery minuty czasu ekranowego. Jeśli idzie o drugi, także obędzie się bez płaczu: poziom jakościowy został co najmniej wyrównany. Nawet jeśli – oprócz wszelkich zalet – "dwójka" ma też kilka standardowych wad sequeli. O ile pierwszy film stanowił całkiem zgrabną całość, fabuła tej odsłony stoi w niewygodnym rozkroku między tym, co już było, a tym, co dopiero będzie. Ogląda się to trochę jak zapowiedź kolejnego filmu – tym bardziej, że historia urywa się w kluczowym momencie. Co do jednego nie ma przynajmniej wątpliwości: za rok wrócicie do kin.

Jak na kontynuację przystało, dostajemy też powtórkę z rozrywki. "W pierścieniu ognia" powiela bowiem schemat znany z poprzedniej odsłony serii: ekspozycja-trening-igrzyska. Fabuła rozkręca się zresztą dość powoli: najpierw trzeba posprzątać po pierwszym filmie. Katniss (Jennifer Lawrence) i Peeta (Josh Hutcherson) przeżyli krwawe zabawy na arenie, a teraz rząd chce wykorzystać ich w charakterze opium dla mas. Igrzyska może i się skończyły, ale polityczna rozgrywka trwa dalej. Tym bardziej, że heroizm Katniss obudził w stłamszonym społeczeństwie buntownicze nastroje. Prezydent Snow (Donald Sutherland) stawia więc Katniss ultimatum: albo posłusznie wesprze ona system jako reakcyjna celebrytka, albo przypłaci niesubordynację życiem swoich bliskich.

photo.title

Najlepiej wypada środkowa część filmu, gdy okazuje się, że w kolejnych, jubileuszowych Głodowych Igrzyskach udział wezmą zwycięzcy dotychczasowych edycji. To oczywiście zmyślny fortel na pozbycie się problematycznej Katniss bez wzbudzania w narodzie niepotrzebnych kontrowersji. Sprawnie nakręcona sprężyna suspensu sprawia, że te partie "W pierścieniu ognia" osiągają ekstatyczną, paranoiczną intensywność. Te atrakcje potęgują jeszcze nowe twarze w obsadzie, zwłaszcza Jena Malone, Jeffrey Wright i Amanda Plummer, dodający potrzebnego kolorytu w szeregach uczestników Igrzysk. Ciekawie wypada też Sam Claflin (jako Finnick Odair), zgrabnie lawirujący między butą a wrażliwością, budzący raz sympatię, a raz podejrzenia. Co ciekawe, nie do końca pasuje tu Philip Seymour Hoffman. Zazwyczaj przepoczwarzający się na potrzeby roli, plastyczny, tutaj wygląda, jakby grał...siebie, "w cywilu". Swoją zwyczajnością odstaje od ekscentrycznego otoczenia, w którym brylują znani z pierwszego filmu Stanley Tucci i Elizabeth Banks. Ta dwójka zresztą urzeka, zwłaszcza w momentach, gdy spod kampowego blichtru ich postaci wyzierają nagle strach i świadomość, że robią zaledwie dobrą minę do złej gry. 

photo.title photo.title photo.title

Mimo zmiany na stanowisku reżysera (Francis Lawrence zamiast Gary'ego Rossa), tonacja pierwszych "Igrzysk śmierci" zostaje podtrzymana. Ta część różni się od poprzedniej przede wszystkim nieco mniej roztrzęsioną pracą kamery. O dziwo, zaprawionemu w kinie (bądź co bądź) akcji ("Constantine", "Jestem legendą") Lawrence'owi najmniej udają się właśnie sceny dynamiczne. W trzecim - z definicji najbardziej spektakularnym - akcie film traci nieco parę. Danie główne - razowy chleb rozterek moralnych – smakuje jak trzeba, gorzej z deserem samych Igrzysk. W dużej mierze wynika to jednak ze zbyt wydumanego konceptu areny, na której ścierają się ze sobą bohaterowie. Zatrzęsienie bajerów odbiera tej morderczej rozgrywce efektowną surowość znaną z pierwszej części. Tam akcent położono na starcie człowieka z naturą i drugim człowiekiem – tutaj przeciwnikiem jest przede wszystkim technologia; dym i lustra telewizyjnego widowiska. 

Seria nie straciła ani grama ciężaru gatunkowego. To wciąż mocna – choć prosta – alegoria o związkach kultury medialnej z polityką (jak by nie patrzeć, nietypowy temat na sagę dla nastolatków). Nawet obowiązkowe sercowe zagwozdki (Hutcherson czy Hemsworth?) nabierają tu wydźwięku dylematów moralnych: w świecie "Igrzysk" każda decyzja ma bowiem konsekwencje. Pozostaje zasługą Jennifer Lawrence, że podobne rozterki wybrzmiewają na ekranie z taką mocą. Katniss to w końcu dość nietypowa heroina: zamknięta w sobie, wycofana, małomówna. Lawrence, mimo kilku fałszywych tonów (histeryczny wątek zespołu stresu pourazowego), daje jej życie i przeprowadza nas przez mielizny fabularne. A absurdalnie prosta puenta filmu - zbudowana na tym, co dzieje się na twarzy aktorki - to już prawdziwe cudo. Czekamy na kolejne Igrzyska? Oj, czekamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×